piątek, 18 lipca 2014

Rozdział I

Podobno przy  każdej przeprowadzce towarzyszy smutek i  uczucie, że traci się wszystkich przyjaciół i wspomnienia związane z danym miejscem. Ja nic takiego nie czuje, może dlatego że nie mam czego tracić i za kim tęsknić? Jestem osobą, która lubi samotność i wszechogarniającą ciszę czterech ścian swojego pokoju. Nie potrzebuje do szczęścia obecności drugiego człowieka, nie czuje takiej potrzeby. Nie od tamtego dnia. To tamten dzień zmienił całe moje życie. Zamknęłam się w sobie, przestałam kontaktować ze znajomymi, unikałam ich w szkole i poza nią. Wszyscy twierdzili, że to depresja wywołana śmiercią bliskiej dla mnie osoby. Jednak prawda była taka, że przejrzałam na oczy i zobaczyłam, że jedyną bliską dla mnie osobą był on. Dylan - mój kochany braciszek. Na samo jego wspomnienie poczułam spływające łzy po moich policzkach. Karciłam siebie w myślach, że kolejny raz rozgrzebywałam starą, jeszcze gojąca się ranę. Otarłam rękawem bluzy mokry policzek i zaczęłam rozpakowywanie kolejnego pudła z moimi rzeczami.

*****

Wchodzę do szkoły i zaczynam wszystko od początku. To pieprzone uczucie, że przez najbliższe tygodnie oczy wszystkich będą zwrócone na mnie, że ich języki będą ciągle wypowiadać moje imię. Nowa w szkole, przecież to najlepszy temat do spotkań na przerwie. Przecież ludzie nie mają ciekawszych tematów do rozmów, nie mają swojego zasranego życia, dlatego włażą z butami w życie innych. Czyż nie tak właśnie jest? Czy nie na tym polega cały ten świat? Oczywiście na te pytania nikt nie jest mi w stanie odpowiedzieć, bo nikt nie przyzna się nawet przed samym sobą, a co dopiero przed kimś, że taka jest prawda. Świat to brudne miejsce.
Kierowałam się do sekretariatu po mój nowy plan lekcji. Wolałam obejść całą szkołę w poszukiwaniu tego gównianego pomieszczenia niż podejść do któregoś z tych patrzących się na mnie debili.
Jak chcą autograf  to niech podejdą.
Po paru minutach szukania w końcu znalazłam upragnione drzwi, na których wisiała tabliczka z napisem "sekretariat". Zapukałam lekko, a gdy usłyszałam ciche proszę otworzyłam je i weszłam do środka.
- Przyszłam po plan lekcji - nie musiałam się przedstawiać, bo siedząca za biurkiem starsza kobieta dobrze wiedziała kim jestem. To tutaj musiałam załatwić wszystkie sprawy związane z przyjęciem mnie do szkoły, co nie było łatwym zadaniem.
- Ach tak, gdzieś go położyłam - zaczęła go nerwowo szukać wśród sterty papierów leżących na biurku, by po chwili mi go wręczyć. - przy każdej lekcji masz napisany numer sali, a do wszystkiego dołączoną mapkę szkoły, wiec nie powinno być problemu ze znalezieniem klasy.
Wyszłam na korytarz i spojrzałam na kartkę. Pierwszą mam historie, w sali 95. Wzięłam mapkę do ręki. Klasa ta znajdowała się dokładnie piętro wyżej zaraz po prawej stronie. Ruszyłam w tamtym kierunku oczywiście prowadzona przez grono gapiów. Z tego co zdążyłam zauważyć to wcale się nie wyróżniam, ani trochę. Szczupła i niezbyt wysoka dziewczyna ubrana w ciemne barwy, pośród słodkich różowych dziewczynek, chłopaków ze szkolnej drużyny, i kujonów w okularach ślęczących nad otwartą książką. Na prawdę w ogóle.

****

Usiadłam w ostatniej ławce pod oknem. Siedziałam sama. W klasie roiło się od rozmów zapewne każda miała ten sam główny temat. NOWA W KLASIE. Skąd to wiem? Z każdej grupki co chwilę ktoś odwracał się w moją stronę i lustrował wzrokiem, dopóki nie natrafił na moje spojrzenie. To takie śmieszne, kiedy nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że to wszystko widać i zamiast zachowywać się dyskretnie, zwracają na siebie całą moją uwagę. Są tacy odważni przy kolegach lub koleżankach, jednak kiedy spotkają się z moim wzrokiem, od razu się odwracają.  Na tym właśnie przykładzie uważam, że ludzkość dzieli się na dwa typy: tych wkurwiających i tych wkurwiających jeszcze bardziej. Czasami myślę, że przydałaby się szkoła goryczy, która nauczyłaby ich prawdziwego życia. Moi dawni "przyjaciele" byli jednymi z tych, którzy chcieli mi pomóc, chociaż  wcale ich pomocy nie potrzebowałam.
*-Co się ostatnio z tobą dzieje? - Usłyszałam nad sobą głos, nie podniosłam wzroku, żeby sprawdzić kto do mnie mówi. Bardzo dobrze wiedziałam kim jest ta osoba. To był Ben, należący do paczki moich najlepszych przyjaciół, a raczej byłych przyjaciół.  Nie odpowiedziałam mu na zadane pytanie. Nie potrafiłam, nie mogłam.
- Unikasz nas, nie odzywasz się, nie wspominając już o tym, że masz taki nieobecny wzrok, wyglądasz jak wrak człowieka, jakbyś nas tam w swojej głowie wszystkich zabijała. Zrozum, że martwimy się o Ciebie i chcemy Ci pomóc, zdajemy sobie również sprawę, że jest ci trudno, ale nie możesz się zamykać w sobie. Shann, spójrz na mnie. - Nie wykonałam jego polecenia cały czas patrzyłam się w moje splecione ręce pod stolikiem. 
-Przestań się zachowywać jakby to była nasza wina, że Dylan nie żyje.- Tym zdaniem trafił w mój czuły punkt, w tą małą rankę, która powiększała się z każdą sekundą i sprawiała mi coraz większy ból zarówno fizyczny jak i psychiczny. Podniosłam głowę i wbiłam w niego swój wzrok. Z pewnością wyrażał niejedno uczucie narastające teraz we mnie. Ból, złość, cierpienie to tylko parę z nich.
- Gówno wiesz co teraz czuje Ben. - wysyczałam, czując jak w moich oczach gromadzą się łzy. - Nie wiesz jak to jest stracić kogoś bliskiego. Nic nie wiesz! Nic nie rozumiesz! - zaczęłam krzyczeć. 
Dobrze wiedziałam, że wszyscy się nam przyglądają, może i w ich oczach było widać współczucie, ale i tak gówno wiedzieli. Niespodziewanie Ben mocno mnie do siebie przytulił. Potrzebowałam tego, ale mimo to wyrwałam się. - Zostaw mnie! Zostawcie mnie wszyscy!*

Do rzeczywistości przywrócił mnie dźwięk odsuwanego obok krzesła. Odwróciłam się w stronę  osoby, która tam usiadła. Jej wzrok przeszywał mnie na wylot i zapewne wywiercał dziurę w mojej czaszce. Nigdy nie sądziłam, że ktoś spojrzy na mnie, w ten sam sposób w jaki ja patrze na innych. Z taką nieskrywaną nienawiścią. Odwróciłam się z powrotem w stronę okna.
Minęło już 10 minut lekcji, a prowadzącego wciąż nie było. Nie wiem, czy dobrze zapamiętałam, ale podobno dzwonek jest dla nauczyciela. Dosłownie w chwili kiedy o tym pomyślałam drzwi klasy otworzyły, się a do środka weszła nauczycielka i wszystkie rozmowy ucichły.  Zasiadła przy biurku i otworzyła dziennik, zaczynając sprawdzać obecność. Wyglądała na około 50 lat o czym świadczyły liczne zmarszczki na twarzy. Na jej nosie spoczywały okulary, a jej włosy były spięte w eleganckiego koka. Przeczytała wszystkie nazwiska oprócz mojego zatem ceremonie bycia nowym uważam za otwartą!
- Nowa koleżanka jak się nazywa? - zwróciła się w moją stronę.
- Shannon.- odpowiedziałam.
- Może opowiesz nam coś o sobie? - ściągnęła okulary i złożyła ręce razem jak do modlitwy.
- Zależy co chce pani wiedzieć. - odparłam obojętnym tonem myśląc, że dam jej do zrozumienia, że nie mam ochoty na żadne pytania, ale jak zawsze nie wszystko idzie po mojej myśli.
- Ja może nie za wiele, ale z pewnością twoja nowa klasa chętnie się czegoś dowie. - zwróciła się do reszty.
Tylko przez chwilę panowała nieprzenikniona i niczym niezmącona cisza.
- Skąd się przeprowadziłaś? - padło pierwsze pytanie.
- Z Forks.
- Dlaczego?
Wzięłam głęboki wdech, przymykając oczy. Nie wiem czy dobrze mi się wydaje, ale chyba jesteśmy w liceum, a nie w podstawówce, żeby bawić się w takie gierki.
- Wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? - zapytałam może i zbyt ostrym tonem, ale niech się przyzwyczajają.  Postanowiłam spojrzeć, w stronę dziewczyny, która speszona moją odpowiedzią, natychmiast odwróciła wzrok. Tak mi przykro, że jestem niemiła. Na prawdę.
Wszyscy patrzyli na mnie jakbym co najmniej zabiła im rodziców. Nauczycielka wyczuwając napięcie zaczęła prowadzić lekcje - wreszcie.


****

Przekroczyłam próg domu i od razu skierowałam się do swojego pokoju, niestety zostałam zatrzymana na schodach przez moją rodzicielkę.
- Jak było w nowej szkole?
Odwróciłam się w jej stronę tylko po to, by móc spojrzeć jej prosto w oczy.
-Super. - doprałam i ruszyłam dalej.
Nie wiem czy spodziewała się, że zaraz skoczę jej w ramiona i zacznę opowiadać jaki ten świat jest piękny, jaki miałam cudowny dzień, że ludzie w szkole są tacy mili i wspaniali? Niestety mamo przejrzyj w końcu  na oczy, i zobacz że żyjemy w brudnym, pieprzonym i porąbanym świecie. Tutaj nie ma mowy o byciu takim jakim inni chcieli by cię postrzegać...

_____________________________________________

Dodałam!  <bum tssss> 
Cieszcie się i radujcie!
A tak serio to zapraszam do komentowania i odwiedzenia zakładki ze zwiastunem i bohaterami.
Enjoy!







1 komentarz:

  1. No i w końcu pierwszy rozdział : D bardzo mi się podobał i chce więcej! Chce się dowiedzieć czy Shannon kogoś pozna i czy utrzyma jakieś ciekawe znajomości no i szkoda,że oddaliła się od swoich starych przyjaciół. Bo jednak wiadomo,że przyjaciel to skarb i nie można go zostawiać.
    Czekam na rozdział drugi i życzę weny!
    lit-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń